niedziela, 3 czerwca 2012

Samochodowe przygody


Moje samochodowe przygody zaczynają się jakiś tydzień po otrzymaniu prawa jazdy. Jak tylko je odebrałem przyszedł czas na kupno samochodu. Z wieku i możliwości finansowych moje fundusze były mocno ograniczone nie miałem za dużego wyboru podczas wyboru samochodu. Dlatego uznałem że należy kupić samochód z jakimś defektem dzięki któremu cena będzie niższa. Po pierwszy samochód pojechałem aż do Gorzowa Wielkopolskiego. Był to sprowadzony z Niemiec biały Ford Mondeo 1.6 benzyna z 1995 roku. Defektem tego auta był cały samochód. Na wyposażenie samochodu składały się takie bajery jak kierownica, fotele i wycieraczki, więcej ekstra dodatków nie pamiętam. Jak go kupowałem nie znałem się na samochodach i nie wiedziałem że możliwe w przyszłości będę potrzebować takie rzeczy jak głośniki w drzwiach, poduszka powietrzna czy przynajmniej podstawową elektrykę. Jak tylko minęła pierwsza fascynacja (czyli mniej więcej jak tylko wróciłem z Gorzowa). Zacząłem myśleć co by tu zmienić tak aby czymś się ten samochód różnił od reszty. Na pierwszy strzał pojechałem do Radomia w poszukiwaniu firmy która przyciemniała szyby. Znalazłem, przyciemniłem i już w drodze powrotnej zaliczyłem odebranie prawa jazdy za zbyt ciemne dwie przednie szyby. Radom dla tego samochodu nigdy nie był bardzo szczęśliwy gdyż będąc jeszcze w liceum zabrałem dziewczynę do kina (własnie do Radomia) i to własnie w drodze powrotnej z tego cudownego miasta na ostatnim rondzie potrącił nas ukraiński TIR następnie spokojnie odjeżdżając .... Całe szczęście Policja za jakieś 20 min zatrzymała kierowcę i otrzymałem pieniądze z ubezpieczenia.


Po sprzedaży forda i zainkasowaniu odszkodowania za incydent z Radomia poczułem że nie będę kupować u pośredników i muszę dojść do źródła samochodów. Zdecydowałem się na wyjazd za granice w poszukiwaniu samochodów. Źródłem informacji na temat ogłoszeń był popularny serwis mobile. I tak właśnie w Austrii znalazłem ciekawe ogłoszenie bordowego Volvo V70.  Niestety po przyjeździe okazało się  że ten samochód o ile z zewnątrz był ok to w środku wyglądał jak by wybuchł w nim granat. Natomiast wracając na granicy napotkałem ciekawe ogłoszenie na Chrysler-a Cirrusa.


Chrysler miał wspaniały silnik V6 Mitsubishi 2.5l  benzyna 195 KM co w połączeniu z automatyczną skrzynią powodowało że samochód naprawdę potrafił bardzo szybko osiągnąć 100 km/h. 


Samochód ten miał bardzo wiele plusów i ciekawych rozwiązań niestety jak każdy posiadał też te złe strony. Jedną z tych złych stron było umieszczenie akumulatora w nadkolu dzięki czemu żeby wymienić akumulator trzeba było wjechać na kanał, zdemontować koło, zdemontować nadkole i następnie można było już wyciągnąć akumulator.


Kolejną wadą tego samochodu była walnięta pompa wspomagania, która w trakcie jazdy pracowała normalnie (nie było wycieków bo płyn w układzie pracował) a po wyłączeniu silnika nagle spadał deszcz oleju. 


Najdziwniejsze było to że pompa właściwie sama się naprawiła bo gdy udałem się do mechanika aby ją wymienić, pracownik warsztatu poinformował mnie że pompa musiała się sama uszczelnić i że już nie cieknie.  Dla próby pojeździłem jeszcze chwile po okolicznym osiedlu popróbowałem uruchamiać, gasić skręcać na postoju itd i faktycznie nie było śladu żadnego wycieku.



Ostatnią ze znanych mi złych stron tego auta był właśnie ten jego wspaniały sinik. Niestety przekonałem się o tym już w pierwszej drodze do domu kiedy to okazało się że istnieją takie sedany które w trasie przy szybszej jeździe potrafią wypalić 15L/100km benzyny. Na pytania jak się nim jeździ odpowiadałem żartem że jak wciskam gaz do podłogi  słyszę wir w baku. Oczywiście próbowałem koszty jazdy zniwelować  instalacją gazową ale efekt był taki że samochód palił 15L ale gazu i to już przy normalnej jeździe.


Reasumując samochód był bardzo fajny i świetnie nadawał się do jazdy po państwach takich jak USA, Kanada, Meksyk, ZEA i inne kraje z bliskiego wschodu. No niestety w Polskich warunkach będąc na 1 roku studiów nie byłoby mnie stać utrzymanie takiego samochodu. Po atrakcyjnej sprzedaży Cirrusa zauważyłem że istnieje możliwość zarobienia szybkich pieniędzy na sprzedaży sprowadzanych samochodów dlatego też przez następny rok studiów przewinęło się kilka aut. Takich jak

Opel Astra 1.6 B z Luxembourga   


Opel Astra 1.7 TD z Belgii 


Volvo S40 1.9 TD


Volvo V70 2.0T z Polski


Audi A6 1.8T z Anglii


i tu pojawia się najbardziej pechowy samochód na jaki udało mi się trafić w moim życiu. Było to BMW 525 TDS z 2001 roku po którego pojechałem aż na Litwę. 


Na Litwie w Kownie znajduje się największa w Europie samochodowa giełda. Są tam prawie w 99 % samochody sprowadzone z EU zachodniej, tylko czasami trafią się jakieś Litewskie bądź Polskie. Głównymi krajami do których trafiają samochody z tej giełdy są Rosja, Ukraina, Białoruś, Polska, Łotwa, Estonia, Słowacja i Czechy. Na tej giełdzie można kupować całymi lorami gdyż wszystkie samochody znajdują się właśnie na lorach a ściągane są widlakami dopiero jak go ktoś kupi. Dlatego też nie ma możliwości przetestowania danego samochodu. 


Przed wyjazdem nie byłem zdecydowany i nie miałem określonego konkretnego samochodu z którym chciałbym wrócić. Jednym z głównych atutów tego samochodu była jego bardzo okazyjna cena dlatego jak tylko wspiąłem się na lorę i wsiadłem w środku od razu wiedziałem że to tym właśnie autem wrócę do PL.


Po powrocie do Polski jeszcze tego samego dnia rano zrobiłem te zdjęcia i umieściłem ogłoszenie w popularnym serwisie aukcyjnym.


Był to grudzień i od nowego roku wchodziły przepisy o podniesieniu składki cła za samochodu powyżej 2.0 l do 18,6% (przy czym samochody poniżej miały tylko 3,1 %). Przyjechał do mnie kupiec zainteresowany szybkim kupnem samochodu bo zależało mu na zarejestrowaniu pojazdu przed nowym rokiem na starych warunkach. 


W momencie kiedy przyjechał do mnie kupiec samochód stał pod domem, nie był używany (aby uniknąć jakiejś stłuczki lub czegoś takiego co mogłoby obniżyć jego wartość). W momencie kiedy chciałem go otworzyć z pilota okazało się że samochód nie odpowiada. Po chwili wspólnie zorientowaliśmy się że prawdopodobnie akumulator się rozładował. Kupiec przyjechał BMW 325 dlatego zaproponował przełożenie akumulatora z BMW 3 do BMW 5. Obaj przekładaliśmy akumulator w pośpiechu (mi zależało na sprzedaży, jemu na kupnie) i pech chciał że dokonaliśmy prawie niemożliwego, czyli podpięliśmy akumulator odwrotnie.... 


Efekt tego zabiegu był taki że w pewnym momencie wszystkie światła, diody, lampki zaświeciły się w jednym momencie, i cała elektronika zaczęła chodzić tzn. szyby się zasuwały i otwierały, lusterka się przestawiały, radio zaczęło grać, dmuchawy, komputer itd itp i tak mniej więcej przez jakieś 10 sek.


Po tym czasie samochód ucichł i już nic elektrycznego nie dawało w nim żadnych znaków życia.


Po tym incydencie w Bmw spaliło się wszystko co mogło się spalić tzn alternator, wszystkie sterowniki drzwi/szyb, żarówki bezpieczniki itp. Niestety poza faktem że nie sprzedałem samochodu czekała mnie jeszcze całkiem spora naprawa i rejestracja która niestety wiązała się z zapłaceniem powiększonej akcyzy 18,6%.



Po tej nieciekawej historii nastały czasy stabilności gdyż w Poznaniu kupiłem Audi TT 1.8T 180KM


Ten samochód był praktycznie bezawaryjny, poza wymianą rozrządu nie zrobiłem w nim nic. Silnik chodził jak marzenie, przebieg 40 tyś dlatego stan ogólny można było określić na idealny.


17" felgi i opony o szerokości 235 powodowały że tt-ka na drodze trzymała się jak by była przyklejona


Środek był jak w większości tych modeli dobrze wyposażony, najlepszym tego dowodem było nagłośnienie firmy Bose i zmieniarka płyt za fotelem kierowcy.


Z mechanicznego punktu widzenia nie jestem w stanie nic powiedzieć o tym samochodzie gdyż podnosiłem maskę tylko w dwóch przypadkach, gdy chciałem dolać płynu do spryskiwaczy lub pokazać jaki zajebisty silnik jest pod maską.



Jedynym minusem tego auta był jego największy plus czyli że był to roadster. To co w innej strefie klimatycznej było by plusem w PL niestety przez 4 miesiące w roku przeradzało się w minusy i powodowało że samochód momentalnie tracił w oczach właściciela.






Niemniej jednak śmiało mogę powiedzieć że był to najfajniejszy samochód jakim przyszło mi jeździć i jestem  przekonany że jeszcze kiedyś kupie sobie TT (pewnie już nowszy model). Na forum clubTT jest pełno historii typu że jak ktoś raz spróbuje takiego roadstera pewnym jest że jeszcze kiedyś do niego wróci.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz